Minął kolejny rok. Nawet nie wiem gdzie… Chociaż, może wiem? Tylko nie wiem kiedy? Ostatnie dwanaście miesięcy to aż pięć wycieczek do USA. Ta i potem jedna na kwartał. Jeszcze dwa tygodnie temu miałam piwo korzenne w lodówce i przyszłego męża na wyciągnięcie ręki.
Z jednej strony chciałabym Wam opowiedzieć wszystko, a z drugiej, może wystarczy, jak powiem, że nadal jestem przeszczęśliwa? Że… … udało nam się spotkać i widzieć się codziennie przez tydzień.… po kilku minutach razem już trzymał moją rękę.… nie umiałam przestać się uśmiechać. I on też.… wszystko to było takie naturalne i… proste.
Powiem Wam, że nawet nie wiem jak zatytułować ten wpis. Po pierwsze, większość moich pomysłów jest aktualnie po angielsku (i czasem naprawdę mnie to irytuje), po drugie, wszystko co w miarę dobre, ma milion słów. Bo w kilku słowach się tego po prostu opisać.
…i nawet nie wiem gdzie zacząć. Long story short: zakochałam się i nigdy wcześniej nie byłam aż tak szczęśliwa. Choć to niepoważne i infantylne. I sama dobrze wiem, że z zewnątrz wyglądam na trzynastolatkę, a nie matkę dwójki już-prawie-nastolatków.
Cóż za powrót w wielkim stylu! Po miesiącu, gdy nie widziałam praktycznie nic, mamy teraz tego naprawdę sporo. Choć chyba powinnam zaznaczyć, że nie wszystko było dobre. Na szczególne wyróżnienie zasługuje kategoria gier, w której znajdzie się kilka intrygujących tytułów. Seriale Dopesick wciągnęliśmy nosem, Hunters dozujemy w oczekiwaniu na datę premiery drugiego sezonu.
Och, to był miesiąc, gdzie nie widziałam prawie nic. Filmy Wiecie, że w tym miesiącu widziałam (chyba) tylko jeden film? Undergods (2020) Intrygująca postapokalipsa, trochę jakby antologia. Mnóstwo dziwnych rzeczy, faktycznie dziwnych. Ciut może nieposkładanych. Ale to nic, dla paru scen i ten muzyki warto przeboleć te słabsze momenty.